Miłość rozkwita... peeling glikolowy a skóry problematyczne...

Peeling chemiczny z 30 % witaminą C oraz kosmeceutyki do pielęgnacji domowej tej samej linii stały się moją miłością. Najmocniejszym uczuciem obdarzyłam krem z 20% wit.C i ceramidami. to on dał ukojenie mojej skórze i bez niego przez najbliższe tygodnie nie potrafiłam się rozstać. Drugim preparatem był i jest do tej pory cleanser tej samej linii. Stosujec je, niemal dzień po dniu widziałam poprawę mojej cery. Nic dziwnego więc, że pozostałe linie zabiegowe i komeceutyczne nie były dla mnie aż tak fascynujące.
Na szczęście zupełnie inne problemy miały kosmetyczki pracujące ze mną. Jedna z nich borykała się z nieustającymi zmianami trądzikowymi.
Ona też od samego początku stała się fascynatką linii Ageless. Przyjaźń z tą linią rozpoczęła od zastosowania cleanser'a, preparatu zawierającego 12% kwas glikolowy i obniżone pH oraz serum SCT, który oprócz kwasu glikolowego ma w sobie kwas mlekowy i jabłkowy, komórki macierzyste z jabłoni oraz aloes i składniki antyoksydacyjne. Efekt ? Gładka buzia bez wyprysków i zmian zapalnych.
Obserwując jak fantastyczne efekty zostały uzyskane jedynie podczas stosowania kosmeceutyków doszłam do wniosku, że należy wprowadzić kolejne peelingi do naszej oferty zabiegowej.
I tak do peelingu z 30% wit. dołączyły zabieg z komórkami macierzystymi The Max, glikol z retinolem oraz glikol z salicylem.
Tym sposobem oprócz zabiegu dedykowanego do skór odwodnionych, poszarzałych, zmęczonych, z delikatnymi przebarwieniami czy też naczynkami dołączyły zabiegi odmładzające ale rówocześnie dedykowane również do skór problemowych.
O skuteczności tych zabiegów mogłam się przekonać sama gdy pewnego grudniowego dnia weszła do Ginger mocno opatulona młoda dziewczyna. Buzia zasłonięta była po same oczy szalikiem, włosy rozpuszczone i również osłaniajace twarz. Kiedy już weszłyśmy do pokoju zabiegowego zrozumiałam, skąd u niej taka potrzeba schowania się. Mimo, że buzia pokryta była grubą warstwą fluidu i tak wyrażnie było widać ilość ropnych zmian zapalnych i blizn potrądzikowych. Pacjentka opowiedziała, że już sprawdziła różne zabiegi, jest po leczeniu u dermatologa, który zaproponował jej teraz leczenie retinoidami. Ona jednak bardzo broni się przed poddaniem się tej kuracji i postanowiła potraktować nas jako ostatnią deskę ratunku.
Pierwszy zabieg, który wykonałyśmy to kwas glikolowo-salicylowy i... już na następny zabieg, pani weszła z odsłoniętą, uśmiechniętą buzią. Połączenie zabiegów z kontynuacją pielęgnacji kosmeceutykami w domu dało tak niesamowitą poprawę już po jednym tygodniu. Po 4 zabiegach mogłyśmy już zacząć zajmować się niwelowaniem blizn potrądzikowych.
Tak spektakularne efekty są jednak możliwe jedynie przy połaczeniu kuracji gabinetowej z pielęgnacją domową odpowiednio dobranymi preparatami.
Stosowanie wyłącznie zabiegów przynosi efekt ale... potrzebna jest większa ilość zabiegów. Pozornie oszczędzamy na kosmetykach. Przecież jakieś w domu mamy a więc po co wydawać na nowe. Niestety musimy wykonać większą liczbę zabiegów czyli dużo później uzyskujemy zadowalający nas efekt a koszty tylko pozornie są niższe.
Sprawdziłam to nie raz i za każdym razem sytuacja się powtarzała. Połaczenie zabiegów z pielęgnacją domową już po pierwszym tygodniu dawało spektakularne wyniki, Bez kontynuacji terapii w domu za każdym razem czekała nas dłuższa terapia.
Sama stosuję różne kosmetyki. Śmieję się, że kosmetyki w Ginger testowane są na żywym organizmie... oczywiście moim. Muszę przecież wiedzieć jakie dają odczucia i jakie są efekty. Wiadomo przecież, że na ulotkach reklamowych wszystko jest najdoskonalsze. Żebym mogła to potwierdzić muszę sama sprawdzić i efekty są raz lepsze, raz gorsze. Wiem jednak, że sama pielęgnacja domowa to nie wszystko i same zbiegi kosmetyczne również nie wystarczą aby nasza skóra była w doskonałej formie. Połaczenie obu daje za to zadowalające nas efekty.









Komentarze